
Punkowo/hardcorowa mieszanka w połączeniu z wiolonczelą i ostrym damskim wokalem daje niezłego kopa. Nieistniejąca już kapela z USA.
Garmonbozia - s/t
Myspace: http://www.myspace.com/garmonbozia

Culture el Hedonisme to projekt, którym jednym się zajebiście podoba, inni zaś nie mogą go słuchać - taka jego specyfika. Na blogu zamieściliśmy już ich najnowsze wypociny, Acherontis Pabulum, które mi osobiście podoba się bardzo ;) Natomiast materiał poniżej to coś w rodzaju dema, zapisu ich pracy przed wydaniem "Acherontis Pabulum", zremasterowanego i wzbogaconego i troche art worków. W porównaniu do nowego materiału, jest bardziej industrialnie, mamy też kobiecy akcent w partiach wokalnych :)
"Transowo niebezpieczny projekt hehe...punk taneczny jak czasem to określam...projekt, który zagrał sporo koncertów m.i w Holandii, Austrii, Czechach i Polsce. Nie muszę chyba dodawać, że wolę występować z tym projektem w ciasnych i brudnych skłoterskich salach:)...w pakiecie okładka, clip z rozbratu do numeru "Ja Obywatel Nikt", dwa promo studyjne kawałki, jedna instrumentalna wersja i zapis koncertu z poznańskiego Rozbratu...Dla tych, dla których punk może mieć wiele różnych oblicz i nie zawsze musi być tworzony na strunach gitar..."
Tak bardzo nie chce mi się pisać tego opisu... W końcu każdy choćby słyszał o takiej kapeli jak Hellshock... Niestety, pewne rzeczy trzeba powtarzać w nieskończoność, dlatego przypominam - Hellshock to 5 osobowa załoga z Portland, US, i gdyby nie oni, to wiele kapel crustowych nie miało by inspiracji do tworzenia muzyki. Spokojnie można umieścić ten band obok zespołów takich jak Axegrinder, Hellbastard, Deviated Instinct czy Antisect - nadanie mu miana kultowego wcale nie będzie przegięciem (a bynajmniej taką mam nadzieję :) ). No dobra, staruszki grali sobie parenaście lat temu, tylko co z tego? A no to że całkiem niedawno nagrali kawał KONKRETNEGO GÓWNA, które bije na głowe wszystko co nagrali do tej pory, a i trudno znaleźć im rywala na stenchcorowym polu wśród obecnych faworytów - ich najnowsze dokonanie porównywalne jest z najmłodszym dzieckiem Instinct of Survival "North Of Nowhere", czyli krótko mówiąc wgniata w fotel. Chłopaki serwują nam ogromną porcję zmetalizowanego crusta na światowym poziomie - tego nie da się opisać słowami, to trzeba sprawdzić na własne uszy!


Iskra to blackened crustowy projekt z Kanady. Teksty ściśle nawiązują do tematyki anarchistycznej, zaś jeśli chodzi o warstwę muzyczną, to jest to najprawdziwszy black metal zagrany na światowym poziomie. Płytka nieco gorsza niż self titled, który również można znaleźć na blogu, aczkolwiek prezentuje wciąż wysoki poziom! Są blasty, opętane, wrzaskliwe wokale, mroczne melodie, a wszystko okraszone dobrymi tekstami.

Nie bardzo interesuje mnie to, czy ludzie lubią takie kapele - mam wewnętrzną potrzebę nękania innych brutalnym i ciężkim dźwiękiem. War Master jest tym dla Bolt Throwera, czym Sea Of Deprivation było dla Dystopii. Z tą różnicą, że War Master otwarcie chwali się inspiracjami. 'Chapel Of The Apocalypse' to pierwszy nagrany materiał tej kapeli, i z miejsca rozłożył mnie na łopatki. 3 kawałki ciężkiego, brudnego death-metalu w stylu właśnie legendarnego Bolt Throwera. Materiał chłopaków z Houston ryje banię perkusyjno-gitarowo-growlującym pługiem, nie zatrzymując się na zwojach mózgowych nawet przez chwilę. Obowiązkowa pozycja dla osób, które do tej pory katują kasety/płyty Bolt Throwera!
Kolejna porcje konkretnego napierdolu od Oiltankera - tym razem jeszcze mocniej, jeszcze głośniej, z jeszcze większym pierdolnięciem. Dwa lata, który mineły od czasu wydania s/t, były dla Oiltankera czasem szlifowania umiejętności - "Crusades" to konkretny kawał mięsa, które schrupał by każdy amator d-beatu (nawet ten roślinożerny :) ). Ta EPka to tylko 6 utworów - jeśli ma być tak, badź jeszcze lepiej na następnym krążku, to po cichu proszę chłopaków i longplaya!
Po małej, czeskiej odskoczni od brudu i wściekłości, czas na mocny, prosty i ostry d-beatowy atak z Connecticut, US. Oiltanker to pijacka muzyczna burda bez zbędnych konwenansów - jest szybko, z gardłowym wokalem, gdzieniegdzie z gitarowym solo. Chłopaki się nie cackają - każdy numer z 10 utworowego krążka trwa średnio minutę, za to każda z tych 60 sekund jest w 100% 'przepita energią'. Warto posłuchać (a waga 8mb jest czynnikiem zachęcającym - zawsze można usunąć bez żalu o zmarnowany czas :) )