Ten album to soundtrack do świetlicy terapeutycznej, w której dzieciaki z ADHD dostały DMT zamiast leków. Skoczne to. Chwytliwe. Popierdolone. Z atmosferą rodem z jakiejś zwihrowanej kreskówki. Nieprzewidywalne i przedewszystkim unikalne. The Flaming Tsunamis prezentują mieszaninę hardcore i ska z masą innych influencji. Jakiś buc pewnie pomyśli że to już przecież było. Był Antimaniacs, był Leftover Crack, był Star Fucking Hipsters, ale ten album to coś zupełnie innego. Moje luźne skojarzenie to właśnie rzeczony Leftover Crack, połączony z ostatnim albumem Refused i masą dęciaków. Dodajmy do tego polityczny przekaz ( standard - od jebania po ChujEsEj , na koncernach farmaceutycznych kończąc ), poczucie humoru i cynizm rodem z Dead Kennedys i mamy TFT. Dziwię się że ta płyta nie jest puszczana na wszelkiej maści afterparty, bo w sam raz nadaję się do delirycznych pląsów na parkiecie. Nie mam zbytnio dziś weny na rozpisywanie się ,tworzenie debilnych porównań ani imputowanie Młodemu że jest pedałem, więc podzielę się tylko spostrzeżeniem że kto nie obada ten z policji. Aha. Zapuszczam też wąsy. Ponadto chciałbym uzmysłowić wszystkim że rekord w waleniu konia wynosi 36 spustów w ciągu 24 godzin.
myspace : www.myspace.com/theflamingtsunamis
No comments:
Post a Comment